Zapraszamy na drugą odsłonę 5/10, czyli pokaz pięciu filmów krótkometrażowych autorstwa twórców związanych z Nową Falą. Wyboru tytułów dokonał historyk filmu, profesor Tadeusz Lubelski, autor książki Nowa Fala. O pewnej przygodzie kina francuskiego.
W zeszłym roku pokazaliśmy: Charlotte i jej kochanek (reż. J.-L. Godard, 1961), Piekareczka z Monceau (reż. E. Rohmer, 1963), Taras (reż. Ch. Marker, 1962), Zerwanie (reż. P. Étaix, 1961), Noc i mgła (reż. A. Resnais, 1955).
W tej edycji zaprezentujemy: Antoine i Colette (reż. François Truffaut, 1962), Czerwony balonik (reż. Albert Lamorisse, 1956), 7 pok., kuch., łaz... do zawładnięcia (reż. Agnès Varda, 1984), Welodrom zimowy (reż. Frédéric Rossie, 1959), Niech żyje Tour! (reż. Louis Malle, 1962).
Z Profesorem Tadeuszem Lubelskim rozmawiają Oskar Wanat i Marcin Malecko
Oskar Wanat i Marcin Malecko: Do tegorocznej odsłony cyklu 5/10 wybrał Pan między innymi dwa bardzo znane filmy, czyli Czerwony balonik Alberta Lamorisse’a i Antoine i Colette Françoisa Truffauta. Czym kierował się Pan przy wyborze mniej znanych filmów? Co według Pana jest w nich najciekawsze i może zainteresować widownię festiwalową?
Tadeusz Lubelski: Zaproponował mi ten wybór pan dyrektor Bogusław Zmudziński dwa lata temu. Pomysł dotyczył pokazania dziesięciu najlepszych filmów krótkometrażowych z szeroko rozumianego kręgu Nowej Fali. Okazało się, że ta dziesiątka nie mieści się w obrębie jednego seansu i w związku z tym rozłożyliśmy ją na dwa festiwale.
Wracając do pytania: prawdziwym arcydziełem jest w tym zestawie film Agnès Vardy – genialny, stosunkowo mało znany, na pograniczu między surrealistyczną kreacją a zbuntowaną rekonstrukcją dzieciństwa.
OW i MM: Skoro pochodzi z lat 80., to czy możemy go ciągle sytuować w nowofalowym kontekście?
TL: Tak, cała twórczość Vardy wywodzi się z tego kręgu. Ona ciągle robi filmy w poetyce Nowej Fali, nie idzie za modą.
OW i MM: Filmy nowofalowe bardzo wpłynęły na rozwój światowej kinematografii, są dzisiaj bardzo ważne. Wydaje nam się jednak, że coraz mniej młodych ludzi je ogląda. Co Pana zdaniem te filmy mają do zaoferowania młodej widowni, która posługuje się nowymi mediami i funkcjonuje w zupełnie innym świecie? Czy dawna młodzieńczość tych filmów ma coś do zaoferowania współczesnej młodzieży?
TL:Wskazałbym na dwie kategorie, które wzajemnie się uzupełniają i są ciągle aktualne: wywrotowość i myślenie formą. Mamy tu jedno i drugie.
OW i MM: Nie jest tajemnicą, że krótkie metraże od zawsze pozostają w cieniu filmów pełnometrażowych. Czy uważa Pan, że krótkometrażówki nowofalowców miały istotny wpływ na rozwój tego nurtu?
TL: Tak, zdecydowanie. Po pierwsze, z powodów ekonomicznych. Zanim pojawiła się słynna zaliczka zaoferowana przez system kinematograficzny na film pełnometrażowy, łatwiej było dostać środki na film krótki. Nowofalowcy byli w latach 50. ludźmi spoza zawodu, którzy wdzierali się do bardzo zamkniętej kinematografii dużego, zachodnioeuropejskiego kraju. Przez krótkie metraże dochodzili do zdobycia praw w swojej profesji.
Po drugie, jak już dostawali te środki, to w krótkich metrażach uczyli się reguł sztuki. Potem jedni, jak Malle czy Truffaut, przechodzili do pełnometrażowych fabuł na stałe. Ale wieczni eksperymentatorzy, jak Godard czy Varda, do dziś robią czasem krótkie filmy. Varda jest tu dobrym przykładem, bo ona przez całe życie robi takie filmy, jakie jej były potrzebne. Nie wypełnia metrażowych norm; stać ją na to, bo sama jest własną producentką. Kiedy najwłaściwszy dla jej pomysłu jest czas 80 minut – robi film 80-minutowy; kiedy potrzebuje 27 minut – robi film 27-minutowy, jak ten z naszej piątki. Zobaczyłem te 7 pokoi przed laty we Wrocławiu i do dziś je pamiętam.
OW i MM: Czy ma Pan jakieś szczególne wspomnienie związane z którymś z pozostałych?
TL: Antoine i Colette pojawiło się na ekranach jako pierwsza nowela międzynarodowego filmu Miłość dwudziestolatków, który widziałem jako licealista. Niby nastawiałem się na nowelę Wajdy, polską, o której wiele wtedy pisano, ale od razu poczułem, że najlepsza jest nowela Truffaut. Wspaniała. To przejmujący krótki film o młodości – o pierwszej pracy, pierwszej miłości, pierwszych nadziejach. Miłość okazuje się nieszczęśliwa, jak na ogół pierwsza miłość, za to pasja okazuje się zbawienna. Prawdziwe miłośnictwo sztuki potrafi wynagrodzić osobiste niepowodzenia. Patrząc z dystansu myślę, że ten film samouka Truffaut jest przede wszystkim pochwałą wcześnie zdobytej samodzielności. Może to jest dobra odpowiedź na Panów pytanie, co dzisiejsi młodzi widzowie mogą znaleźć w tych filmach sprzed pół wieku.
5/10 – Druga 5-tka francuskich filmów nowofalowych w wyborze prof. Tadeusza Lubelskiego
Rotunda (duża sala)
24 listopada (wtorek), godz. 18.30